- Przeznaczenie? Powiedziałabym raczej, że pech - mówię złośliwie, odwracając się twarzą do siatkarza.
- Jaki pech? Nie przesadzajmy - uśmiecha się najwyraźniej niezrażony moją złośliwością.
- Miło było cię spotkać, cześć - rzucam i ruszam w kierunku przystanku, ale dogania mnie.
- Może wybrałabyś się ze mną na obiad?
- Nie spotykam się z nieznajomymi.
- Ty tak serio? - pyta, na co tylko wywracam oczami. - Oj, no weź!
Spoglądam na zegarek, który wskazuje kilka minut po piętnastej.
- Nie odpuścisz, co nie? - pytam, patrząc na niego z nadzieją, ale zdecydowanie zaprzecza ruchem głowy. - Ech... No okej.
Posyła mi uśmiech i idziemy w kierunku jego samochodu.
Restauracja, w której jesteśmy znajduje się dosłownie dwa kroki od mojej szkoły, a nigdy nie miałam okazji tutaj być. Zawsze wybierałyśmy z dziewczynami okolicznego McDonald'sa, nie wiedząc, że mamy takie dobro pod nosem.
Poza tym Rafał wydaje się sympatyczny i miło nam się rozmawia. Nie sądziłabym tego po naszym pierwszym "spotkaniu". Ale przecież człowiek może się mylić, prawda?
- Przyznaj się, - mówię, celując w niego widelcem - stale się tu żywisz, co?
- Skąd wiesz?
- Ha! Czyli zgadłam?
- No wiesz... Nie mam nikogo, kto by mi gotował takie pyszne obiadki, jakie podają tutaj.
- A żona?
- Nie mam żony. To znaczy miałem, ale... Nie była moją żoną. Znaczy tak nam się wydawało...
- To znaczy, że jesteście po rozwodzie?
- Nie...
- Yyyy? Nie rozumiem w takim razie, ale okej - oznajmiam i biorę ostatni kęs do ust.
- To trochę skomplikowana historia.
- Nie ma skomplikowanych historii, po prostu ludzie są skomplikowani.
- Ambitne stwierdzenie.
Już otwieram usta aby coś powiedzieć, ale pojawia się obok nad kelnerka i zabiera talerze. Jest bardzo ładna, uśmiecha się lepiej niż niejedna hollywoodzka gwiazda, a do tego ma nienaganną sylwetkę, zwłaszcza nogi. Widać, że jest pewna swojego świetnego wyglądu i próbuje wywrzeć wrażenie na Rafale. On jednak zachowuje się jakby w ogóle jej nie zauważał.
- Masz idealną okazję, aby znaleźć sobie kogoś, kto ci będzie gotował.
- Tak? - patrzy na mnie jak na wariatkę.
- No ta kelnerka... W tej chwili gdybyś do niej zagadał, zgodziłaby się na wszystko.
- Eee...
- Nie patrz tak na mnie. Wiem dobrze, co widzę.
- Chyba mam uraz do blondynek... - przeczesuje dłońmi włosy byleby uciec od mojego wzroku. Mam teraz ogromną ochotę żeby się roześmiać, ale powstrzymuję się.
- Uraz do blondynek powiadasz... A może jest farbowana? - pytam z pełną powagą, nachylając się w jego stronę.
- Może... - uśmiecha się. - Pokaż lepiej zdjęcia, które zrobiłaś - zmienia temat i przysiada się obok mnie. Wyjmuję aparat z torby i zaczynamy oglądać zrobione fotografie. Na większości starałam się uchwycić grę obydwu drużyn, ale przecież musiałam skupić się także na siatkarzach, bo to w końcu oni byli główną atrakcją. - To mi się podoba - wskazuje na aparat tak, że obejmuje mnie lewą ręką, którą wcześniej trzymał na oparciu kanapy. Zerkam na niego, ale jego wzrok jest skupiony na wyświetlaczu mojej lustrzanki. Tylko przez sekundkę spoglądam na jego usta. Szybko otrząsam się z chwilowego... Hmm... Uniesienia? To zdecydowanie za duże słowo. Wracam po prostu do rzeczywistości, nie zwracając uwagi na bliskość jaka na chwilę obecną panuje pomiędzy mną a Rafałem.
- Zrobię dwie odbitki, więc jedną będziesz mógł dać koledze.
- Igle też się spodoba.
- Mam nadzieję - mówię i przeglądam pozostałe zdjęcia. Kelnerka przynosi dwie kremówki, a Rafał siada z powrotem na swoje miejsce i zabieramy się za jedzenie. - Nie ruszaj się - nakazuję i sięgam po aparat. Robię mu szybko dwa zdjęcia. Na jednym układa usta w "dzióbek", a drugie ukazuje jego uśmiech. Podaję mu lustrzankę, aby zobaczył, co uchwyciłam.
- Mogłaś mi powiedzieć, że się pobrudziłem, a nie robisz mi zdjęcia - mówi oburzony i sięga po serwetkę. Zabieram aparat i chowam do torby.
- Takie zdjęcia mają wzięcie na portalach typu ciacha czy innych pudelkach.
Patrzy na mnie z niemałym przerażeniem, ale swoim śmiechem rozwiewam jego obawy.
Kończymy jeść, Rafał, pomimo mojego sprzeciwu, sam reguluje cały rachunek i opuszczamy przytulną restaurację.
- Wpisz mi swój numer - mówi, podając mi telefon. - Muszę jakoś odebrać te zdjęcia od ciebie.
- Aby mieć mój numer trzeba się trochę postarać. A zdjęciami się nie martw. Jakoś ci je przekażę - oznajmiam i wysiadam z samochodu. - Na razie - żegnam się i zamykam drzwi. Wchodzę do klatki i prawie w biegu pokonuję trzy piętra. W mieszkaniu jest tylko Monika, która jak zwykle zalega na kanapie przed telewizorem. Mama jest jeszcze w bibliotece, a tata na treningu. Znikam w pokoju i zabieram się za pisanie rozprawki na polski, aby jutro mieć już z tym spokój. Kiedy kończę rodzice są już w domu. Zjadam kolację, biorę kąpiel i kładę się spać.
Ze snu wyrywa mnie dźwięk powiadomienia o rozładowanej baterii w telefonie. Odszukuję ładowarkę i podłączam komórkę. Zarzucam na ramiona szlafrok i udaję się do kuchni. Nalewam sobie soku jabłkowego do szklanki i sadowię się na parapecie. Jest kilka minut po szóstej, a na ulicach jest wciąż pusto ze względu na dzień wolny od pracy i szkoły. Na chodnikach i drzewach zalega cienka warstwa śniegu, który najwyraźniej zaczął padać w nocy. Wpatruję się w lecące powoli duże płatki białego puchu i opadające na zaśnieżony już lekko parapet.
Tonę w widoku za szybą, tracąc poczucie czasu. Wyrywam się z amoku, kiedy ktoś głośno trzaska drzwiami z łazienki. Zeskakuję z parapetu i powracam do pokoju, aby się ubrać.
Dzień mija leniwie. Tata nie ma dzisiaj treningu, biblioteka jest zamknięta, więc i mama jest w domu. Siedzimy w salonie, oglądając setny raz "Samych swoich''. Odpadam z towarzystwa i udaję się do pokoju. Zabieram się za zgrywanie zdjęć ze wczoraj, bo muszę je wysłać do Jolki. Wybieram kilka najlepszych i wysyłam je do naszej "naczelnej". Zatrzymuję się przy zdjęciach z restauracji. Nie zwracam uwagi na moment, w którym na moją twarz wdziera się uśmiech. Nie wiem, co myśleć. Nie poznaję swojej reakcji.
- A tobie co tak wesoło? - pyta wpadająca do mojego pokoju Gośka.
- Czy panna Kwiecińska nie wie, że pasuje się przywitać? A jeszcze najpierw zapukać? - odpowiadam kąśliwie i szybko zgrywam wybrane zdjęcia dla Rafała na pendrive'a.
- Oj tam, oj tam! Co tam masz?
- A nic.
Wyłączam laptopa i chowam pendrive'a do torby.
- Ukrywasz coś przede mną - oznajmia pewnym tonem i wymierza palcem wskazującym w moją klatkę piersiową.
- Co ty znowu wymyśliłaś?
- Po prostu widzę. Jesteś taka... Jakaś taka inna.
- Pleciesz głupoty, Gośka.
- Nie chcesz mówić, to nie. Ale ja i tak się dowiem.
- Ciekawe czego - prycham, a ona uważnie mi się przygląda. - No daj spokój.
- Okej - odpowiada czujnie i sadowi się na moim łóżku. - W ogóle to zapomniałabym! Idziemy jutro z Kaśką i Malwiną na mecz. Mam cztery bilety i Karol chce iść z nami, ale spędzamy ze sobą tyle czasu, że musimy od siebie kiedyś odpoczywać. Więc może poszłabyś z nami, co?
- Pójdę.
- Wiem, że będziesz się wykręcać jak zwykle...
- Pójdę.
- Nie możesz cały czas siedzieć z nosem w książkach i kuć do matury. A poza tym przegapić tyle ciasteczek z polibudy, to grzech.
- Pójdę.
- Izka, no! Nie daj się... Co?!
Wywracam oczami.
- Pójdę z wami na ten mecz.
Patrzy na mnie z wyraźnie wymalowanym zdziwieniem na ustach. Wstaje z łóżka, podchodzi do mnie i chwyta za ramiona.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Izą, którą znam i kocham?! - pyta teatralnym tonem.
- Dramatyzujesz - czochram jej fryzurę, za co obrywam w ramię.
- Patrz jak jeździsz! - krzyczę wściekła, kiedy zostaję ochlapana przez jakiś samochód. Ściągam na siebie spojrzenia przypadkowych ludzi na ulicy, ale nie zwracam na to jakiejś szczególnej uwagi i idę dalej. Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie idzie po mojej myśli. Zaspałam na pierwszą lekcję, co zwykle mi się nie zdarza, miałam sprawdzian, dwie niezapowiedziane kartkówki i jeszcze zapomniałam z domu portfela, więc zamiast wrócić do domu MPK, wracam pieszo. Wchodzę do klatki, pokonuję wszystkie schody i przekraczam próg mieszkania. Monika od razu zaczyna zawracać mi głowę, więc warczę tylko, aby dała mi spokój i podążam do swojego pokoju. Rzucam torbę gdzieś w kąt i kładę się na łóżku, wbijając wzrok w sufit. Zdecydowanie najlepiej by było, gdyby ten dzień się już skończył. Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości, więc wstaję z łóżka i odgrzebuję telefon w torbie.
GOŚKA:
17:30 pod Podpromiem :D
Zerkam na godzinę - dochodzi 16. Wędruję do kuchni, gdzie mama podaje obiad. Zjadam co nieco i powracam do pokoju. Przebieram się i pociągam rzęsy tuszem. Odnajduję w szafie koszulkę Resovii, którą dostałam od Malwiny bodajże na siedemnaste urodziny i zakładam ją. Chowam do torebki telefon, portfel i pendrive ze zdjęciami i wychodzę do przedpokoju. Zarzucam na siebie kurtkę, zakładam buty i wychodzę z mieszkania. Jest pięć minut po siedemnastej i wątpię, że złapię jakiś autobus w kierunku Podpromia. Zerkam na rozkład, ale najszybszy kurs jest za czterdzieści minut, więc ruszam na piechotę. Całą trasę pokonuję spokojnie w dwadzieścia minut. Zauważam stojące przy wejściu na halę Gośkę, Kaśkę i Malwinę. Witam się z nimi i kierujemy się do wewnątrz.
Mamy miejsca w rzędzie blisko płyty boiska, więc swobodnie możemy oglądać poczynania obydwu drużyn. Nowakowski, Perłowski, Schoeps, Drzyzga, Ivović, Penchev i Ignaczak wychodzą w wyjściowym składzie. Pierwszy set, pomimo małych problemów na początku, wygrywają Resoviacy 26:24. To, co się dzieje na trybunach jest nie do opisania. Kibice zapewniają niesamowitą atmosferę. I z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że czuję się jakbym była na arcyważnym meczu reprezentacji, a nie na ćwierćfinałowych rozgrywkach o Puchar Polski.
Cały mecz kończy się wygraną Rzeszowian 3:0. Politechnika została całkowicie rozbita, o czym świadczy wynik trzeciego seta - 25:14.
Żegnam się z dziewczynami przy wyjściu, mówiąc, że uciekam na autobus, co one przyjmują bez żadnego sprzeciwu i odchodzą w przeciwnym kierunku.
Stoję pod halą już grubo ponad pół godziny. Podpromie opuścili już chyba dosłownie wszyscy, od kibiców, przez media, aż do siatkarzy. Bez problemu wchodzę ponownie na teren obiektu i kieruję się na główną halę. Serce wali mi niemiłosiernie, bo jeśli mnie ktoś tutaj przyłapie, będę miała przechlapane. Na parkiecie dostrzegam leżącego Rafała. Podchodzę do niego i kładę się obok.
- Tak jak obiecałam, twoje zdjęcia - mówię, przekazując mu pendrive'a.
- Dzięki.
- Stało się coś? - pytam, chociaż wiem, że nie powinnam.
- Nic, o czym warto mówić.
- Jak chcesz... - odpowiadam obojętnie. - Świetny mecz.
- No... Szkoda, że nie przyczyniłem się do wyniku.
- Jak to nie? Ostatni set należał głównie do ciebie.
- Taa...
- Wyczuwam muchy w nosie u pana siatkarza. W takim razie na razie - oznajmiam i podnoszę się z płyty boiska. Czuję, jak Rafał łapie mnie za nadgarstek i pociąga w swoim kierunku. Nie łapię równowagi i upadam wprost na niego.
- Przepraszam - mówi, patrząc mi w oczy. Ma ułatwione zadanie, gdyż nasze twarze niemal się stykają. Zamieram, słysząc jedynie kołatanie własnego serca.
- Proszę opuścić halę! - dobiega nas surowy głos ochroniarza.
Pośpiesznie wstaję, a Rafał zaraz za mną.
- Przepraszam, już wychodzimy - tłumaczy.
- Aaa! To pan, panie Rafale. Do widzenia, do widzenia.
- Do widzenia - żegna się ze starszym mężczyzną i opuszczamy Podpromie w milczeniu. - Odwiózłbym cię, ale przyszedłem pieszo.
- Nic nie szkodzi...
- Ale mogę cię odprowadzić, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Dobrze - zgadzam się i ruszamy wolnym krokiem w kierunku mojego mieszkania.
_________________________________________________________________
Witam po świątecznej przerwie, jeszcze w starym roku.
A w nadchodzącym 2015 życzę Wam przede wszystkim zdrowia
i wszelkiej pomyślności. Oby ten nowy rok był równie udany dla
naszych sportowców jak i ten miniony :)